Na bogato, ale z klasą. Dramatycznie, ale z urokiem. Słodko, ale i wesoło. "Anna Karenina" Joe Wrighta to nie film, lecz spektakl, widowisko. Pełne przepychu, cyzelowanych ujęć, dramatycznych gestów. Tu każde muśnięcie dłoni, każdy luźno puszczony kosmyk włosów, frywolnie podwiewająca falbanka mają znaczenie. Wright nie boi się rozmachu. Wręcz przeciwnie, wszystko co dramatyczne, teatralne, przerysowane pojawia się na pierwszym planie, jest jeszcze bardziej kolorowane, podkreślane, uwypuklane. To istny filmowy barok.